czwartek, 30 grudnia 2010

Moja promotor ucieka od odpowiedzialnosci. Znalazla sobie wymowke. Nie toleruje takiego zachowania. Teraz ja tez bede lajza.

środa, 22 grudnia 2010

Kto kogo?

Ktos cos powiedzial. Ktos gdzies byl i cos zrobil. Ktos inny czegos nie zrobil i to ponoc bylo straszne. A moze wlasnie nie, a moze to ta sama osoba? A moze nic sie nie stalo.
Ktos cos znowu powiedzial, ktos kogos dotknal. Ktos spojrzal, a ktos uciekl wzrokiem. Ktos pozwolil sobie na zbyt wiele, a ktos nic nie zrobil.
Ktos patrzyl, a ktos nie reagowal. Ktos stawal sie bezczelny, a ktos czekal na wiecej. A ktos obserwowal. Ktos dalej dotykal, a ktos drzal.
Ktos cos powiedzial, ktos milczal. Ktos potem komentowal. Ktos szeptal. Wiedzieli juz wszyscy.
Nikt jeszcze nie wiedzial tylko, ze ktos kogos pokochal, a ktos kochal juz od dawna.

Przesilenie

Wrazenia estetyczne niesamowite. Ale najwazniejsze wymyka sie zmyslom.

sobota, 18 grudnia 2010

Rzyganie jest glamour.

Wyrzygalem wszystko Radkowi przez GG.
Teraz slucham odglosow natury 'deszcz w lesie' na jutubie w ramach ukojenia nerwow.

U Szkota.

Piatek wieczor - Natalia na drugim koncu miasta, Zielu u jakiegos kogos, ktorego "przeciez pamietasz, byl sto lat temu na jakiejs imprezie, na ktorej bylo tak duzo ludzi", Alina obiecala mamie wieczor na kanapie. Wiecej przyjaciol nie pamietam, za wszystkich serdecznie dziekuje.
Na koniec i tak trafie z kims gdzies - tym razem zapoznalem pijana Marte w "U Szkota", ktora pracuje w Reutersie jako tlumacz z rosyjskiego na angielski. Ale ona, kurwa psia mac, nie zna rosyjskiego!! Tak, zazdroszcze - bardziej bym sie nadawal na to stanowisko niz ona.
Wobec pomorskich pogan mam, w sumie, dobry stosunek - reprezentuja "Gdanski Typ Czlowieka". Nie widze natomiast zbytnio szansy na zawiazanie glebszych znajomosci.

Bardzo ladnie pozegnalem dziadka. Moze brakuje mi wiccanskiego warsztatu i wiedzy, ale potrafie wybudzic to, co trzeba. No i to jest najwazniejsze.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Farewell, Gramps.

Babcia kazala mi zmowic pacierz. Nie odmowilem jej.

G.T.C.

Gdansk. Teraz mysle o nim malo tymczasowo. Nie wiem, nie wiem.
We wtorek idziemy z Magdalena na banie do Sopotu. Bedzie karaoke - ja nie spiewam.
Dwie "skrakowiale" przybledy.
Bedziemy dokonywac osadu nad Trojmiastem.
W wiekszosci sie zgadzamy; mamy tylko odmienne zdanie co do zagadnienia:
Spoleczenstwo.
Magdalena uwielbia "Gdanski Typ Czlowieka", ktory ja uwazam za troche zbyt... hmmm... wyrazisty i kategoryczny.

Organizujemy impreze sylwestrowa. Jakas tematyczna - mam w glowie dwa pomysly: ponowoczesnosc i cyberpunk. Ostatecznie ile moze byc imprez w stylu hawajskim, albo lat 70tych?
Wszyscy czytajacy bloga sa, oczywiscie, zaproszeni.

sobota, 11 grudnia 2010

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Różności


Chce miec wlosy jak Xavier Dolan, o takie---->

Co nie bedzie jakies trudne do osiagniecia.

Troche sie u mnie dzieje, nie chce o tym pisac, bo to bardzo intymne. Jest mi bardzo dobrze. Blogo.

Dzisiaj, w Warszawie, zostalem zaatakowany przez dwoch zuli. To chyba taka wisienka na torcie, zeby nie zalowac wyjazdu z tego miejsca :)
Ogolnie Warszawa jest przereklamowana. Ale nie jest tak zle, jak uwazaja Krakusy.

czwartek, 2 grudnia 2010

Ostatnia noc w Warszawie.

Dziwia mnie sny. To wyplywajaca na wierzch podswiadomosc, ktorej nigdy nie zrozumiem. Serio - nul. Ten sen mam juz drugi raz, choc nie pamietam kiedy byl pierwszy.

Jak to w onirycznych opowiesciach bywa, wiele szczegolow zdazylo mi juz umknac.
Plyniemy. W podroz. Nie wiem dokad, ale we snie cel jest wyrazny, oczywisty i odlegly. W pewnym momencie musimy zmienic sposob podrozowania. Jeszcze nie mam do konca swiadomosci kim sa 'my', ale to tylko poganie, 5-6 osob.
I tu, na srodku cieplego morza, wskakujemy na ogromnego aligatora, ktorego udalo mi sie przekonac do wspolnej podrozy.
Gdy widzimy juz brzeg, zauwazamy, ze pod naszym wielkim aligatorem krazy kilka malych krokodyli. Wiemy, ze one chca nas pozrec, ale nie moga nas dosiegnac. (Nie rozumiem, dlaczego krokodyle sa w opozycji do aligatora)
Gdy jestesmy juz przy samiutkim brzegu, jeden z krokodyli przebija sie przez brzuch aligatora (biedny ali) i gryzie mnie w lydke. Udaje mu sie tez dziabnac Chima (jedyna osoba, ktora moge w tym snie rozpoznac).
Na brzegu ktos daje nam fiolke z surowica/antidotum na jad skorpiona (w snach takie niescislosci to jeszcze nic ;] ). Wypijam pol i daje Chimowi, ale on juz nie moze tego zwyczajnie wypic.
Robi z tego inhalator w kociolku (:]) i to wdycha. Dzieje sie cos dziwnego, ale nie umiem tego opisac (albo nie chce). I nagle Chim pyta, w jezyku indian (ciekawe skad wiem, ze to jezyk indian, no i ktory?!?) czy to mu pomoze. I ja, jako jedyny w najblizszej okolicy rozumiejacy ten jezyk (to od tego antidotum), mu odpowiadam, tez w tym jezyku, ze tak, pomoze, chociaz wiem, ze to nie prawda, ze jak juz kogos raz ugryzl krokodyl, to bedzie mial zakazona krew do konca.

A potem slysze, ze Aldona oglada Dzien Dobry TVN :P

Poza tym jest taka pogoda, ze w ogole mi sie nie chce jechac do Krakowa. Ale musze, bo inaczej R mi wpierdol spusci.

środa, 1 grudnia 2010

Wypijam dzbanek herbaty dziennie. Czy tez, jak mowi Adzia, pokolorowanej wody. Czy musimy byc tak brutalni, polnocni i slowianscy nawet w piciu herbaty? Lubie jak nie jest zbyt mocna.

Niepalenie trwa cztery dni juz. Jedynym odczuwalnym efektem jest rozdraznienie i wpierdalactwo wszystkiego co sie dobrze trawi.

Rozmawialem z Mamita przez telefon. Wybuchlo mi sie. Wylala sie ze mnie zolta rzeka goryczy i zalu. Nie pozwalam sobie na takie zachowania; nie lubie sie uzewnetrzniac w taki sposob. Ale wszyscy z mojego roku poza magistrantami naszej promotor sie pobronili. Ilez mozna czekac? Od pol roku siedze na dupie i nic nie robie. I nie, to juz nie jest moja wina.

Dzisiaj final Top Model. Przynajmniej pokrzycze troche na telewizor.

poniedziałek, 29 listopada 2010

Reise Fieber

(W tle Florence krzyczy piosenke Beyonce "Halo")

Nie no, kufa, nie no! Nie pojade na Polnoc samochodem z kolesiem, ktory ma prawko od miesiaca i letnie opony. Ni chu chu. Nie w taka pogode.
Tylko co ja zrobie z tymi wszystkimi betami?!? Nie wsadze ich w pociag.
Postanowilem sprezentowac rozne przedmioty. Ale, cholera jasna, w ogole to nie jest cos, co ktokolwiek moze chciec miec. Pomijajac to, ze to sa wszystko bardzo wazne przedmioty. Inaczej w ogole bym ich tu nie przywozil. Moglyby se spokojnie czekac w Domu.
I, nagle, zorientowalem sie, ze skoro nie jade z nim, to pora wyjezdzac. Tak jakby juz teraz. Szajse, w ogole nie jestem zorganizowany do tego. A jeszcze mialem pojechac do Krakowa. Ciekawe kiedy?
Za godzine jest pociag, ale R nie odbiera, to przeciez tak nie wezme i nie pojade. Szajse, szajse.
Dobrze, ze Magda zaprasza nas z Dziubaskami na final Tap Madl, to sie zrelaksuje troszkie i zasiegne jezyka co do rozwiazania problemow spraw biezacych.


Poza tym, wylega sie we mnie coraz dokladniejsza forma Rytualu. Juz nie moge sie doczekac, kiedy wybuchnie z cala moca. To piekny widok. Nie odprawialem czegos tak znaczacego juz z dwa lata. Ale jestem podekscytowany ^ ^ . Zeby tylko niczego nie spieprzyc.

Nie pale juz drugi dzien. Ponoc pierwsze trzy sa najgorsze. W chwili obecnej uwazam, ze zaden dzien przyszlosci nie bedzie juz piekny.

Aha, no i wybaczylem juz calkowicie mojemu 'najwiekszemu obecnie wrogowi'. Co powoduje, ze juz nie jest najwiekszym obecnie wrogiem. I teraz nagle znowu nie mam wrogow. Natomiast laskawie darze pogarda pare konkretnych osob, oraz 2/3 ludzkosci ;)
Musze jeszcze tylko kochanego wroga poinformowac, ze znowu mozemy cieplo o sobie myslec.

niedziela, 28 listopada 2010

"Rzucic palenie? Nic prostszego - robilem to wiele razy"

Robie to po raz kolejny.
Musze to zrobic. Nie moge powiedziec dlaczego. To zaklecie - nie dla mnie.


Biel jest brudna, bo Ziemia jeszcze ciepla.
Ukochana Czeresnia podstepnie scieta pod Nieobecnosc.
Kiedys mozna bylo ja Obejmowac,
Teraz glupio na nia patrzec palaca sie w kominku.
Plona tam Uczucia.
Nawet grzane wino z pomaranczami i gozdzikami
Kojarzy sie tylko z rozpadem Watroby.
Do tego martwe lodowate Labedzie.

sobota, 27 listopada 2010

Czy mam zjeść te jajka ze skorupkami?

Nawet tam słońca musiały w końcu zajść za oboma balkonami.
Niewiele to zmieniło - stało się to tylko pretekstem dla zapalenia świeczek.
Bo w niektórych miejscach słońce nigdy nie przestaje świecić.

Nie ma jednak miejsca na słodycz.
Ostrość włoskich potraw i cierpkość ciemnego wina bledną
Porównane do padających słów.

Jeszcze tylko pocieszna włochata kluska
Niewinnie merda ogonem

środa, 24 listopada 2010

Zaplotkujmy. Czyli Drama byc musi.

Nie ma nic przyjemniejszego niz ploty. Szczegolnie poganskie w dobrym towarzystwie.
Jestem, obecnie, wyczekujacy na sygnal - sms od Blazejowej; wtedy, z dzikim szalem, rzuce sie do sprzatania, gotowania, rychtunku i, ogolnego, ogarniania przestrzeni zyciowej.
Jezeli sygnal nastapi za np. 3h to bede krzyczal, ze juz za pozno, ze nie dam rady, ze koniec, apokalypsa i wszystko. Po czym wypije kawe i bede robil to, co trzeba szybciej. Chybcikiem, wrecz.
Wszystko dla, po raz kolejny, dobrego towarzystwa i plot. Tym razem gdanskich plot. Bo gdanskie ploty sa rownie ciekawe co poganskie. Choc skromniejsze ilosciowo (chyba ze dorzucic do tego poganskie-gdanskie, ale to juz inny swiat).
Mysle, ze to przez to (uwielbienie plotek), ze nie lubie w moim zyciu Dramy. A Drame lubie. Drama byc musi.
Wysysam, wiec, cudza Drame i osiagam stan przyjemnej rownowagi. Przechylenie pojawilo sie, gdy w moim zyciu doszlo do Tradżedi i Avanti i Oh-my-gooooooood!
Zdaje sie, natomiast, ze sie moja Drama unormowala. Spokoj i wyciszenie i weekend w Krakowie. Plus balety i zdarte gardlo (zawiany Joszko spiewa z Chylinska, ze jest winny).
Z nieprzyjemnosci nadmienic trzeba: nieco irytujace rozluznienie pogan krakowskich, blada karlice - zlodziejke piwa w LaF-ie, roztargnieta (;]) kasjerke w Zaczku, ktora zrobila nas na 6zl, nie dajacego spac Artura wraz z jego pretensjonalna Osiemnastka, ktory to (Osiemnastka) mowi, ze "to ohydne, ze taki czlowiek w ogole istnieje" i "nie dotykaj mnie, obcy czlowieku" i "co Ty wiesz o modernizmie? Przeciez to takie szerokie pojecie", a niejaka Karolina (spiaca na trzeciego w jednoosobowym materacu Artura) mowi do A. o 18: "to niesamowite! Ja najpierw zobaczylam jego oczy, rozumiesz, nie wyglad, tylko oczy, dopiero potem jego wyglad. A potem jego intelekt zobaczylam". Jestem zazenowany i troche mi glupio przed swiatem za pustke tych slow.
Pustka, Pustka, Pustka - mawial Brodski.

Odkrylem wlasnie straszna prawde: Chyba jej macica pala do niego skrytą wilgocią. Mowa, oczywiscie, o X.X. i niejakim Y.Y.

wtorek, 16 listopada 2010

niedziela, 14 listopada 2010

Mocne zagdanszczenie atmosfery.

Serdecznie dziekuje Stolicy za jej Moc Uswiadamiania.

Bo ile Cie trzeba cenic ten tylko sie dowie, kto Cie stracil. Mowie o Gdansku i Krakowie; ludziach.

Bardzo chce dostac te prace w Gdansku. I ciagle o tym mowie, zeby ja przyciagnac, a przy okazji nie mowie o niej prawie nic - zeby nie zapeszyc.
Jezeli ja dostane, to obiecuje (sobie, rzecz jasna) ze bede najszczesliwszy na swiecie i nikt nie bedzie szczesliwy bardziej niz ja. Przynajmniej na czas trwania Ekscytacji :)
Wszystko mam zaplanowane: uznanie prawka, przeprowadzka do apartamentu od strony ogrodu, kredyt na Smarcika, PS3/Xbox, duuuuzo nowych klamotow. I jacys nowi znajomi - starzy sie wykruszyli, na dzielni zostala tylko Alia, ktora ostatnio ostro swiruje. Ale jej wybaczam - dobrze rozumiem jazdy, ktore jej zycie zaserwowalo.

Trzeba jakies zaklinanko pierdolnac ;)

wtorek, 9 listopada 2010

Tak bardzo tęskniliśmy za spokojem.

Normalizacja w głowie - to bardzo przyjemne. Sensowność świata jest przydatna.

Ale kolczyk w nosie i tak sobie zrobię.

Tęsknimy jeszcze za ciężkością słońca, bajglami, dokciem pepciem i smukłymi palcami szopów praczy, które ponoć są naznaczone (czego ja, oczywiście, nie widzę - nie odczuwam boskości średniowiecznych dziewic o rozdętych brzuszkach, wysokich czołach i młodo-starczych twarzach).
Mamy tez dosyć dziwnych ludzi, którzy dużo skaczą, dużo krzyczą, a są bez znaczenia.

sobota, 6 listopada 2010

Znowu.

Trzeba bedzie sie przeprowadzic.
Zdenerwowala mnie ta baba jak rzadko.
"Raz tylko stracila panowanie, gdy obrazono kogos z jej bliskich... Dramaty zlych kobiet pozostaja niezauwazone... Ale sie pozbierala, na cale nieszczescie"

czwartek, 4 listopada 2010

Plan na życie.

Najebać się.
Nie myśleć. Zapomnieć. Tańczyć.
I się śmiać.
Słodki szum w głowie. Szukać twarzy wzrokiem, który już niczego nie dostrzega.
Usłyszeć coś głupiego. Znowu się śmiać.
Kogoś przytulić - ot tak.
Wypić coś jeszcze. Zapalić kolejnego, a chuj.
Jakieś basy, ponoć jakiś rytm. Ale za to wibracje.
I ci ludzie, którzy tak kompletnie nie maja znaczenia.

środa, 3 listopada 2010

Niepokoj.

O Bogi!
Dlaczego wszystko sie tak szybko zmienia? Nie moge nadazyc. Swiat wiruje, ludzie tancza, a ja stoje, patrze i nie halo.
Wysiadam. Co bedzie za nastepnym rogiem?

Znowu mam ten okropny Stan. Najgorsze jest to, ze Stan zawsze nadchodzi niespodziewanie, jest nie do przewidzenia. Nagle pomyslalem, przez to, ze napisalem Stan z ogromnej litery, ze Stan to imie. Teraz mi sie Stan spersonalizowal. Skoro jest juz osobowy, to bede mial z nim lepszy kontakt. Bo jest mniej abstrakcyjny.
Jedyna dobra strona Stanu jest Zobojetnienie. Na niczym mi nie zalezy. Zaraz zrobie cos glupiego, bo i tak nie obchodza mnie konsekwencje. Uznam to za wyjatkowo zabawne. Jutro (nie chodzi o to, ze jutrzejszego dnia, tylko ze potencjalnie nie dlugo i w kazdej chwili) spakuje sie i wyjade, nie przejmujac sie glupostjami. Kolejna jedyna dobra strona Stanu jest postepujace odrealnienie. Po kulminacji dochodzi do zalamania, potem do twardej realistycznosci, a po czasie pewnym dochodzi do hipomanii. Nie ma nic przyjemniejszego niz hipomania (ta ukryta jota w tym slowie jest tak ekscytujaca).
Chce isc na Miedzy Nami Dobrze Jest. Ale bilety maja tylko na przyszlosc. A ja zupelnie nie wiem, czy moge wtedy przyjsc. Nie wybaczylbym sobie, gdybym kupil, a potem nie mogl isc.

Fragment rozmowy na gg. Wypowiedz moja:

Ja sobie pod prysznicem siadam22:33:54a nawet sie zwijam w pozycje embrionalna, jesli jest miejsce22:34:10mysle, ze tak padly ostatecznie te scianki od kabiny22:34:23wypchnalem je moja blada i mokra dupa22:34:30ze o jej rozmiarach nie wspomne

wtorek, 2 listopada 2010

Pucata Podgórniś moja!

Bardzo ją uwielbiam. Jak jezdzilem uczyc dzieciaczki do Myslenic, to sobie ja czytalem. Dziesiec razy jeden wiersz, bo inaczej nie da sie wejsc w jego 'tor myslowy'. Szczegolnie w busie mknacym po Zakopiance. Uwielbiam, uwielbiam! Slucham tez jej recytacji "ze smiercia jej do twarzy", a Aldona i Maciek dziwnie sie patrza. No przezywam. Co zrobie, no, przezywam.

M. Podgórnik, kadr na dzień dobry

tak mam już kurwa nędza córka inżyniera
że kocham się w perfekcji i wielbię szczegóły
z braku laku w niesmaku lecz jednak wybieram
czasem nawet mahomet musi przejść się w góry
czasem nawet mahomet musi się wypróżnić
nikt nie jest prorokiem we własnej łazience
świat się bardzo stara by załatwić mi epizod
w czyimś jeszcze życiu niestety za epizody
nie dają oscara cóż przyznane naprędce pomniejsze
nagrody pomniejszą może gorycz zgagi bo do końca
utrwalony w mym filmie pozostaniesz młody
i wiecznie iść będziemy w stronę wszechwładnego słońca


Co irytujace- panciuleczka wlasciecielka lokalu, powiedziala, ze jest przerazona stanem mieszkania. Najgorsze jest to, ze specjalnie wysprzatalismy chalupe przed wyjazdem. Nie lubimy jej. Trzeba sie wyprowadzic. Moze tym razem do Poznania? Ponoc Wroclaw jest piekny. Ale narazie siedze, gdzie siedze. Nie mam woli dzialania.
Mama kaze mi wracac do Gdanska. Tata tez, ale mniej stanowczo.
Doszlo do zagubienia. Terenowo-mentalnego. Jechalismy z Aldona samochodem po miescie i trafialismy zupelnie nie tam, gdzie mielismy. Z reszta nie wiedzielismy gdzie jestesmy. Zgubilem tez cel i wole zyciowego dzialania, dobija mnie moja niepewnosc. W koncu wyjechalismy na Wilanowska i jakos dotarlismy.

niedziela, 31 października 2010

Samhain

Wyjatkowo mocno czuje to swieto w tym roku. Taki mam przejsciowy etap w zyciu.
Szkoda tylko, ze bez moich krakowskich wiedzm.
Za pol godziny polnoc - zaraz wypelzne do ogrodka i zrobie co zrobic dzisiaj trzeba. Moze znajde kilka odpowiedzi.
Jestem tez po standardowym "grobbingu". Bardzo to lubie i zdecydowanie wole niz halloween. W zasadzie, to wiecej tego dnia nie potrzebuje. Ot, kult przodkow.
Ale dzisiaj siegam po wiecej.

sobota, 30 października 2010

Mogą być maki, no bo co zrobię?

Trochę Łukasz mnie namówił, trochę Facebooj zdenerwował. I jest blog. No co zrobię? Będzie sobie wisiał.

Dla patosu, typowego dla początków,  zamieszczam część refleksji z odkrywania Wuwuła.

Spacer na Saską Kępę, do domu Agnieszki Osieckiej.

Jesień. Nie mogło być inaczej - tylko ten czas roku nadaje się na takie spacery.
Byliśmy już blisko - było willowo i bardzo klasycznie.
-Spójrz! To tędy wracała po nocach pijana. Walała się po tych oto płotach.
Podniosłość chwili byla nie do zniesienia.
-A tu wypadł jej z ust papieros! Czy moze byc coś choć ciut bardziej wyszukanego?
Szliśmy dalej i widzieliśmy jak na pewno tędy szła mocno rozchwianym krokiem.
Flegmą okraszając tratuary.

Doszliśmy pod bramę jej domu. Cel.
Potknąłem się o wystającą płytę chodnikową i nabrałem przkonania,że Ona również się kiedyś o nią potknęła-złamała obcas, skręciła kostkę.
Padła na znieczulone kolana i bełkotliwie wzniosła
wiązankę zgniłego mięsa do nieba.
I była to poezja.

 Chciałem też, żeby wygląd bloga był jakiś taki osobisty. Ale nie potrafię tego, technicznie, ogarnąć. No co zrobię, jak nie potrafię? Ale na razie satysfakcjonują mnie te maki.