niedziela, 31 października 2010

Samhain

Wyjatkowo mocno czuje to swieto w tym roku. Taki mam przejsciowy etap w zyciu.
Szkoda tylko, ze bez moich krakowskich wiedzm.
Za pol godziny polnoc - zaraz wypelzne do ogrodka i zrobie co zrobic dzisiaj trzeba. Moze znajde kilka odpowiedzi.
Jestem tez po standardowym "grobbingu". Bardzo to lubie i zdecydowanie wole niz halloween. W zasadzie, to wiecej tego dnia nie potrzebuje. Ot, kult przodkow.
Ale dzisiaj siegam po wiecej.

sobota, 30 października 2010

Mogą być maki, no bo co zrobię?

Trochę Łukasz mnie namówił, trochę Facebooj zdenerwował. I jest blog. No co zrobię? Będzie sobie wisiał.

Dla patosu, typowego dla początków,  zamieszczam część refleksji z odkrywania Wuwuła.

Spacer na Saską Kępę, do domu Agnieszki Osieckiej.

Jesień. Nie mogło być inaczej - tylko ten czas roku nadaje się na takie spacery.
Byliśmy już blisko - było willowo i bardzo klasycznie.
-Spójrz! To tędy wracała po nocach pijana. Walała się po tych oto płotach.
Podniosłość chwili byla nie do zniesienia.
-A tu wypadł jej z ust papieros! Czy moze byc coś choć ciut bardziej wyszukanego?
Szliśmy dalej i widzieliśmy jak na pewno tędy szła mocno rozchwianym krokiem.
Flegmą okraszając tratuary.

Doszliśmy pod bramę jej domu. Cel.
Potknąłem się o wystającą płytę chodnikową i nabrałem przkonania,że Ona również się kiedyś o nią potknęła-złamała obcas, skręciła kostkę.
Padła na znieczulone kolana i bełkotliwie wzniosła
wiązankę zgniłego mięsa do nieba.
I była to poezja.

 Chciałem też, żeby wygląd bloga był jakiś taki osobisty. Ale nie potrafię tego, technicznie, ogarnąć. No co zrobię, jak nie potrafię? Ale na razie satysfakcjonują mnie te maki.