środa, 26 stycznia 2011

Dżulius - koza humus razy łyżew.

Wobec Dżuliusa mam niewiarygodna ilosc cieplych uczuc.
Do czasu ostatnich dni.
Standardową wybranką serca Dżuliusa jest moja mama. Ktora obecnie sie wygrzewa w cieplych krajach (z wczoraj:"Oj dzisiaj zimno - dwadziescia stopni, wiec nie idziemy na plaze"). Celem uczuc, zapasowym dla Juluśki, jestem ja. I juz, cholera jasna, nie moge.
Wszedzie za mna lazi. WSZEDZIE! Nie moge sie spokojnie wysrac.
Jezeli zamieniam kanape na fotel, to ona tez. I nie obchodzi jej, ze fotel jest za maly dla dwoch "osob" - usiadzie mi na kolanach. A do szczuplych nie nalezy, co jej mowie, ale wtedy sie obraza i moje lodowate serce szybko topnieje. Siedzimy wiec we dwojke na fotelu - ja przyduszony, ale dzielnie drapiacy ja po pleckach; - ona rozwalona i lekko niezadowolona z mojego wyboru siedziska.
Boje sie wchodzic do kuchni, bo zaraz jest zaczepianie - a daj serek, a daj szyneczki, a daj froliczka, a daj denta sztiks, a trzeba pogrzebac w smieciach, bo moze zostalo opakowanie po smietanie do wylizania - nie, kurwa, wszystko wylizalas.
Wczoraj przebila wszystko otwierajac swoim szczurzo-kozim nochalem lodowke. No co za bezczelnosc!
Z chamskiego zachowania jeszcze, to ustawia mnie tez odnosnie tego, kiedy mam isc spac. Bo po 23 ksiezna jest juz zmeczona. Trzeba wiec piszczec mi nad uchem i zmuszac mnie do spacpojscia.
Julcia nie sypia sama. Spi ze mna w lozku, rzecz jasna. Od dwoch tygodni nie spalem z wyprostowanymi nogami. Kiedy jej niewygodnie to wstaje i kaze mi podniesc koldre - bo przeciez nie bedzie spala bez przykrycia- i "mosci" sobie miejscowke. O potwornych nocnych bąkalach nie wspomne.
Na szczescie wrobilem brata w spacerki - to jest dopiero koszmar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz